środa, 10 kwietnia 2013

Szara mysz

Abstrahując od tematu kosmetyki, ale zahaczając...

Włosy są dla mnie bardzo ważne. Zapuszczam je już od lat, ale ponieważ są kręcone, wydaje mi się, że  nie rosną wcale. Każdy wyhodowany centymetr szybko zwija się w pukiel. Dlatego zawsze kapituluję i obcinam.
Ale tym razem się zawzięłam i już od 9 miesięcy nie ścinałam włosów. Mogłabym w tym czasie urodzić dziecko i zrobić wiele ważnych rzeczy, nawet może doktorat napisać. Niestety moje włosy mają jakiś swój plan, nie chcą współpracować, najwyraźniej nie uważają, że 9 miesięcy to czas, w którym można dokonać doniosłych rzeczy.

Mój kolor to jasny blond, w takim czuję się sobą, czyli "dodkowo" :)
Czasem robię skok w bok, ale zawsze wracam do siebie.
2 miesiące temu zrobiłyśmy z żoną eksperyment - odwrócone ombre, czyli czekoladowy tył i blond przód.

Wyszło fajnie i oryginalnie.

Dziś farbowałyśmy odrosty i zupełnie bezsensownie postanowiłam kupić zamiast blondu rozjaśniacz, a na tył jasny brąz. W efekcie tych szaleństw z przodu wyszła żółć, a z tyłu czerń. Już wyobraziłam sobie przyszły miesiąc spędzony w czapce i wpadłam w rozpacz.Nie będę chodzić w czapce, kiedy wiosna zbliża się wielkimi krokami, nawet w najbardziej lanserskiej czapce!  Dlatego w akcie odwagi kupiłyśmy jeszcze jedną farbę i pokryłyśmy nią paskudny, sraczkowaty  przód.

Uff, sytuacja została uratowana, żółć zniknęła. Za to kolor jest całkowicie "niedodkowy" :(

Czuję się nijako i niewidzialnie. Nie lubię się tak czuć...
To jest rozpacz. 


Wspomnienie pięknego koloru...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz